środa, 27 lipca 2011

Nie jest dobrze

W poniedziałek zaliczyłam kolejną wizytę u lekarza. W trakcie badania okazało się, że moja szyjka bardzo się skróciła. Generalnie gin stwierdził, że z jednej strony jest domknięta na styk, a w najdłuższym miejscu ma 19,9mm. Doktor stwierdził, że nie ma możliwości założenia pierścienia, bo praktycznie nie ma już na co. Dostałam leki zapobiegające dalszemu skracaniu (mam je brać 5 razy dziennie), a na kolejnej wizycie (za 3 tygodnie) lekarz zdecyduje, czy położy mnie u siebie na oddziale, czy wystarczy dalsze branie leków. Faktycznie czułam się od kilku tygodni nie najlepiej - pobolewał mnie brzuch, stawiał się, ale myślałam, że to wynik przemęczenia. Teraz zła jestem, że tak długo pracowałam - na zwolnieniu jestem od dzisiaj. 2 tygodnie wzięłam w czerwcu, ale to dlatego, że nasza niania się rozchorowała i musiałam zostać z Hanią. Planowałam pracować do końca lipca, ale w ostateczności przełożyłam wizytę o tydzień i teraz cieszę się, że to zrobiłam.
Jeśli chodzi o synka - rośnie jak na drożdżach. Waży obecnie ok 1630g i wszystkie parametry wskazują termin porodu na 15 -16 września (czyli jakieś 3 tygodnie wcześniej). Wiem, że to nic nie znaczy, ale pociesza mnie fakt, że w przypadku przedwczesnego porodu Szymek będzie miał większe szanse z wyższą masą urodzeniową. Ja liczę na to, ze leki wyhamują skracanie się szyjki i szczęśliwie donoszę synka.
Wczorajsza wizyta spowodowała, że powoli zaczynam szykować się do pobytu w szpitalu - nigdy nic nie wiadomo. Zamówiłam wczoraj na allegro 2 koszule nocne, za kilka dni udam się na większe zakupy, aby skompletować wstępną wyprawkę dla Małego oraz dla siebie. Postanowiliśmy też z Łukaszem, że zrezygnujemy z wesela, na które mieliśmy iść 20 sierpnia.
A co działo się przez ostatnie tygodnie? Zaliczyliśmy wspólny wypad nad morze, byliśmy z teściami oraz siostrą męża i jej rodzinką. Pojechaliśmy na 5 dni do miejscowości Wicie (między Darłówkiem a Jarosławcem). Wynajęliśmy dla naszej 9 domek holenderski. Ośrodek bardzo fajny, a koszt uważam, że naprawdę niewielki, bo za  dobę w szczycie sezonu płaciliśmy 200,00zł. Wyjazd udany, Hania była wniebowzięta morzem, ilością piasku oraz tym, że na codzień mogła przebywać z kuzynostwem. Ja też oderwałam się trochę od spraw codziennych, zwłaszcza związanych z pracą. Niestety już nad morzem momentami czułam się źle, bolał mnie brzuch, choć rytm dnia był naprawdę dopasowany do mojego stanu i mogłam dużo odpoczywać. W każdym razie cieszę się, że mogliśmy wyjechać choć na kilka dni i pobyć razem.
W jednym z wcześniejszych postów pochwaliłam się, jak to moje dziecko szybciutko załapało o co chodzi z nocnikiem. Niestety pospieszyłam się. Nie wiem co się stało, ale po tygodniu nastąpił zupełny regres - Hania całkowicie straciła zainteresowanie nocnikiem, a zaczęła znów walić w pampersa. Nie wiem, o co chodzi... Czy któraś z Was też tak miała?? Póki co, odpuszczam jej nocnikowanie i czekam na odpowiedni moment. Obawiam się, że  nie nastąpi to szybko, ponieważ lada moment w naszym domu pojawi się Maleństwo i jak w takiej sytuacji wytłumaczyć dwulatkowi, że braciszek może załatwiać się w pieluchę a ona nie...Czas pokaże...
Jestem bardzo ciekawa reakcji Hani na pojawienie się rodzeństwa. Codziennie opowiadam jej, że już niedługo do naszej rodziny dołączy mały dzidziuś, jej braciszek. Hania wie, że mamusia ma w brzuszku dzidziusia, całuje mnie po brzuchu, pyta co robi dzidzia. Zdarzyło się, że Szymon pokopał siostrę w kolanko, gdy razem spałyśmy w naszym łóżku. W tej chwili najbardziej boję się ewentualnego pobytu w szpitalu, bo nie wiem jak poradzę sobie z tęsknotą za Hanulą...
Nasza mała gwiazda rozśpiewała się nam na dobre - śpiewa wszystko co choć ze dwa razy usłyszy. Praktycznie ciągle coś podśpiewuje pod noskiem. Samodzielnie potrafi zaśpiewać "Panie Janie", "Kocham Cię, a ty mnie", "Wlazł kotek na płotek", przy innych piosenkach trzeba jej trochę pomóc. Zaskakuje mnie to, jak mała szybko zapamiętuje. Do tego pięknie opowiada, co robiła i widziała. Jej zasób słownictwa naprawdę mnie zadziwia. Nasza Mała Mądrala :)


Na koniec wspomnienie z wakacji...

czwartek, 7 lipca 2011

Nie potrafię spojrzeć w lustro...Jest mi wstyd... W chwili bezsilności uderzyłam własne dziecko...Dziecko, które ze zmęczenia popadło w taką histerię, z którą ja nie potrafiłam sobie poradzić... Nie potrafię nawet opisać tego co czuję... Jeden klaps i jak gdyby ktoś wylał mi kuebł lodowatej wody na głowę. Siedziałam i płakałam z własnym dzieckiem, a ona tak bardzo łkała i tuliła się do mnie....Nie wiem co się ze mną dzieje, od kilku tygodni czuję, że jestem emocjonalnym wrakiem, fizycznie też nie jest lepiej...Nie kontroluję gniewu, nie radzę sobie z emocjami...czuję, że spadam w dół...Nie wiem co się ze mną dzieje i gdzie szukać pomocy...