czwartek, 15 grudnia 2011

Próbujemy ogarnąć sytuację...

Dziękuje Wam kochane za cenne wskazówki. Z Michałkiem jest ciut lepiej. Wczoraj do południa było całkiem dobrze, po południu znów płakał, nie mógł puścić bączka. Mój tata kupił w aptece zwykły koperek do zaparzania i taką właśnie herbatkę będę Małemu podawała. Wieczorem usnął o 20.30 i spał do 0.30. Potem mleczko z cycusia i dalej spał. Do rana karmiłam go jeszcze 2 razy. Michaś spał bardzo spokojnie i sporo sobie prutał. Rano wstał pogodny i uśmiechnięty, bączki ładnie schodziły. Teraz znowu popłakuje, prężny się, choć gazy mu odchodzą. Przed chwilą Malutki usnął mi na rękach, mam nadzieję, że trochę pośpi, bo jest zmęczony płaczem. Ja przeszłam na ścisłą dietę. Wyeliminowałam całkowicie produkty mleczne, orzechy, czekoladę, kakao, cytrusy. Jem owsiankę na wodzie z jabłuszkiem, gotowanego kurczaka, gotowaną marchewkę, buraczki, kaszę gryczaną, pieczywo pełnoziarniste, w małej ilości banany, dżem z czarnej porzeczki. Nie wiem, co jeszcze mogłabym... Może któraś z Was mi podpowie? Tęsknię już za brokułami, kalafiorem, ale z uwagi na wzdęcia boje się je już wprowadzać. Koniecznie chcę utrzymać karmienie piersią, wiec muszę tę moją dietę trochę rozszerzyć. Mimo wszystko postanowiłam dziś pojechać z synkiem do lekarza. Mama mojego kolegi z pracy jest bardzo dobrym pediatrą, wspaniałym lekarzem z wieloletnim doświadczeniem. Niestety przyjmuje tylko prywatnie, ale za wizytę bierze tylko 30 zł (potrafi też nie wziąć pieniędzy jeśli widzi, że komuś się nie przelewa). Mam nadzieję, ze coś nam poradzi...
Martwi mnie jeszcze jedna rzecz  - Michał we wtorek rano zrobił ostatnią kupkę... Od tego czasu kilka razy tylko minimalnie pobrudził pieluszkę. Nie wiem czy to jest normalne, może dlatego też boli go brzuszek? Sama nie wiem...
Ps. Obecna sytuacja zmotywowała mnie do diety - mam nadzieję, że i mnie uda się na tym skorzystać. Po ciąży waga stoi w miejscu jak zaklęta. Do zrzucenia mam jakieś 15kg... :(

wtorek, 13 grudnia 2011

Wymiękam!

Już nie wiem co mam robić... Nie mogę patrzeć jak moje dziecko zanosi się w niebogłosy i wierzga nóżkami. Kilkanaście dni temu Michała wysypało na buźce, głównie czoło i policzki, do tego poliki zrobiły mu się takie szorstkie... Od wczoraj ma mega wzdęcia, płacze przy każdym karmieniu, a ja razem z nim. Ma problemy z puszczaniem bączków, kupy też robi rzadziej, a do tego są one dziwne - wodniste, śluzowate. Wczoraj wieczorem przepłakał od 20.00 do 0.30. Noc minęła w miarę spokojnie, jednak całe przedpołudnie też był niespokojny, mało spał i płakał. Popołudnie tak w miarę, a dzisiejszy wieczór znów płacz - Mały usnął 20 min temu, utulony przez moją mamę, bo ja już nie mam siły go nosić (waży 7 kg). Podejrzewał alergię pokarmową, więc od dziś jestem na restrykcyjnej diecie. Poczekam kilka dni i zobaczymy co dalej. Jeśli się nie poprawi, to pojedziemy do lekarza. Nie mam już siły... Wysiadam fizycznie i psychicznie!
Ps. Czy któraś z Was podawała dzieciom wodę koperkową?

niedziela, 4 grudnia 2011

Dziecka śpią, mąż w drodze do Berlina, a ja delektuję się ciszą w domu... Nie mam siły na długaśne posty, chciałam się tylko pochwalić, że obroniłam dziś na 5 moją pracę podyplomową i w ten oto sposób zakończyłam kolejny etap mojej edukacji. Ukończenie tych studiów daje mi mozliwość ubiegania się o stanowiska kierownicze. Niestety nie należę do osób, które nadawały by się do kierowania innymi ludźmi. Chociaż kto wie, co nas w życiu spotka... Zaraz zmykam pod prysznic i idę pod kołderkę...
Ps. Zapomniałam ostatnio napisać, że kilka tygoni temu Hania definitywnie pożeganała się ze swoimi smoczkami co nie oznacza, że nie podbiera czasem dydusia Michasiowi :)
A oto obiecane zdjęcia:



środa, 30 listopada 2011

Jestem, jestem...

... i nadrabiam zaległości. Moja dłuższa nieobecność tutaj spowodowana była totalnym brakiem czasu. Kończę moją podyplomówkę i ostatnie tygodnie poświęciłam na pisanie pracy. Nie jest t o łatwe przy dwójce dzieci, ale dałam radę. W sobotę oddałam pracę na uczelni, a 4.12.2011 czeka mnie obrona. W międzyczasie odbyło się u nas "pępkowe" - impreza z ludźmi z mojej pracy oraz chrzciny Michałka.
Chrzest miał miejsce 20 listopada. Pogoda dopisała, choć zawsze obawiałam się takiej uroczystości w listopadzie. Michał przespał calutką mszę, nawet polanie główki wodą święconą. Do tego w czasie mszy zwalił wielką mega kupę, którą czuć było chyba w całym kościele :) Uroczystość odbyła się u nas w domku, zamówiłam catering, więc nie musiałam walczyć w kuchni. Przygotowałyśmy z mamą ciasto, tort upiekła moja ciocia. Było bardzo gwarno, troje 2-3 latków dało o sobie znać :) Grunt, że wypędziliśmy z synusia diabełka...
Michał skończył 2 miesiące...kiedy to zleciało... nie wiem. Waży 6800g i nosi ubranka w rozmiarze 68-74. W czasie szczepienia pediatra stwierdziła, że wygląda jak półroczne niemowlę. W ciągu niespełna miesiąca przybrał 1800g. Lekarka nie chciała uwierzyć, że jest karmiony tylko piersią. Misiu cudownie się do nas uśmiecha i gada po swojemu. Zaczął rączki wkładać do buźki i je ssać. Mój mały mężczyzna. 
Hanulka już całkowicie zaakceptowała pojawienie się braciszka. Nazywa go "mój mały prezesik". Zawsze rano kładę Michasia do naszego łóżka, a ona obcałowuje go z każdej strony i "czyta" mu swoje książeczki. Mały wodzi za nią wzrokiem i próbuje zagadywać. Michaś zaczyna coraz dłużej spać w nocy. Już 3 nocki przespał mi po 5-6 godzin pod rząd. W końcu, bo już naprawdę miałam kryzys, gdy budził się co 1,5 godziny. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
Już niedługo święta, nie mogę się ich doczekać. Jakoś inaczej jest, gdy są już dzieci. Od kilku dni szukam pomysłów na prezenty dla dzieci. Na razie zamówiłam na allegro namiot w Auta dla Bartusia (chrześniak męża), laptopa dla Hani, warsztat z narzędziami dla Mikołaja (mój chrześniak), piłki do skakania dla Hani i Mikołaja, piłkę zachęcającą do raczkowania dla Michała. Emilka i Julka to duże pannice więc dostaną coś do ubrania. Teściowe dostaną od nas rower rehabilitacyjny (robimy zrzutę), nie mam niestety pomysłu na prezent dla rodziców. Mój mąż dostanie... a nie powiem, bo może to przeczytać :) Mam nadzieję, że da w pracy "karpiowe", bo inaczej będzie cienko :) 
A zapomniałabym... idziemy w tym roku na Sylwestra. Impreza jest organizowana przez mój zakład pracy. Koszty będą pokryte z funduszu socjalnego (240zł od pary). Żal byłoby nie skorzystać. Moja mama sama zaoferowała, że zajmą się z tatą dziećmi, a my mamy iść. Nie miałam sumienia sama jej o to pytać, bo co roku chodzili na zabawę sylwestrową, więc myślałam, że i w tym roku pójdą. Stwierdzili jednak, że ten rok sobie odpuszczą... Cieszę się, już nie mogę się doczekać. 
Na razie tyle... Gdy zgram zdjęcia dzieciaków, to wrzucę na bloga.
PS. Hania zaliczyła pierwszą wizytę u fryzjera - efekt piorunujący :)

środa, 26 października 2011

Jesteś już z nami miesiąc Syneczku!

Czas płynie tak szybko...Mam wrażenie, że Michaś dopiero pojawił się na świecie, a dziś już kończy miesiąc. Maleńki waży 5400g i jest już z niego kawał chłopa. Wciąż jest karmiony tylko cycusiem, je krótko, ale często - w dzień i w nocy średnio co 1,5-2 godzinki. W dzień śpi coraz mniej, a chwile czuwania najchętniej spędza na rękach u któregoś z członków rodziny... Niestety  pomimo podawania kropli Sab simplex kolki nie odpuściły do końca - dziś Michaś przepłakał całe popołudnie. Już sama nie wiem, co jeść... Musimy to jakoś przetrwać.
20 listopada mamy chrzciny. Byliśmy już u księdza, zamówiliśmy catering. Musimy jeszcze zamówić tort, kupić ubranko do chrztu i różne potrzebne akcesoria. Przed chrzcinami 12 listopada czeka mnie jeszcze zorganizowanie "pępkowego" dla ludzi z pracy. Jest u nas taka tradycja, ze gdy któraś z pracownic rodzi dziecko, to zakład robi zrzutę na prezent i przyjeżdża delegacja z szefową na czele. Przygotuję jakąś kolacyjkę, postawię wódeczkę, niech wypiją zdrowie naszego Synka.
Zaliczyłam już całodniowe rozstanie z Michasiem. W sobotę byłam na zjeździe podyplomówki. Mały był karmiony moim odciągniętym mlekiem, a raz dostał butlę Bebiko. Gorzej było z moimi piersiami. W trakcie zajęć musiałam 3 razy odciągać pokarm. Teraz na zjazd jadę 5, 8, 19, 26 listopada, a obronę pracy mam 4 grudnia. Pracy jeszcze nie ruszyłam, ale z tym sobie poradzę.
Hanulka powoli oswaja się z nową sytuacją. Przestała sikać w majtki, znów sama się załatwia. W dalszym ciągu jednak strasznie broi, czym próbuje zwrócić na nas swoją uwagę. Mimo wszystko jest kochana, często rozbawia nas do łez. Moje szkraby kochane...
Na koniec kilka zdjęć...




sobota, 15 października 2011

 Na wstępie dziękuję wszystkim za gratulacje z okazji narodzin synka. Jak zawsze, jesteście kochane... Nie spodziewałam się, że tyle osób do nas zagląda!
Dzieciaki już dawno śpią, mąż u teściów, a ja mam chwilę dla siebie... Jakoś pomału układamy sobie to nasze życie we czworo. Hania wciąż super traktuje brata, ale jego pojawienie jednak wpłynęło na jej zachowanie. Córunia przede wszystkim znów zaczęła sikać w majtki i robić kupę. Zdarza jej się to kilka razy dziennie. Początkowo reagowałam złością, dopiero potem zrozumiałam, że krzykiem nic nie zdziałam. Muszę to przeczekać i starać się nie reagować. Chwalimy ją gdy tylko załatwi się na nocnik lub do kibelka. Ponadto zaczęła urządzać nam straszne histerie, które doprowadzały mnie do szału. Odpukać, od 2 dni nie miała ona miejsca. Staramy się poświęcać Małej jak najwięcej czasu, bawić się z nią. Na szczęście Michaś nie jest zbyt absorbującym noworodkiem, dzięki czemu możemy skupić się na Hanulce.
Mały w poniedziałek skończył 2 tygodnie. Waży obecnie 4600g. Jest cudowny... Większość czasu przesypia, budzi się na cycusia, czasem troszkę poleży i się porozgląda. Niestety od samego początku męczą go kolki. Od 3 dni stosujemy krople Sab simplex i od wczoraj nie miał żadnego ataku. W tym miejscu muszę podziękować Marcie z Tosinkowa za namiary na babkę, która sprzedaje te krople. Dziękuję kochana!
Zamówiłam też na allegro termofor dla dzieci, aby w razie czego móc ogrzać Małemu brzuszek.
Ja czuję się doskonale. Mam jeszcze trochę upławy, ale po za tym nie dokuczają mi żadne dolegliwości połogowe. Karmienie się unormowało, ból piersi już prawie całkiem ustał, zrezygnowałam też z karmienia przez kapturki (Hanię musiałam karmić przez kapturki do samego końca). Teraz skupimy się na chrzcinach, które planujemy na 20 listopada. Ojcem chrzestym zostanie brat męża, a matką chrzestną moja najlepsza przyjaciółka Karolina. Musimy pojechać do księdza, zamówić catering i ubrać siebie i Małego.

Na koniec 2 prośby:
Mamo Kini wygasło mi zaproszenie na Twojego bloga - możesz mi wysłać jeszcze raz?
Diano - mamo Blanki, czy prowadzisz jeszcze bloga? Mogłabym poprosić o zaproszenie na adres:
lexie_1983@buziaczek.pl?

Zmykam pod prysznic!

czwartek, 6 października 2011

A było to tak...

Michaś śpi, Hania z tatą na spacerze, obiad się gotuje, więc mam chwilkę aby w końcu Wam coś napisać. Obiecałam relację z "porodówki",... Jeśli któraś z Was spodziewa się scen rodem z filmów Hitchcocka to się rozczaruje :)
Wszystko zaczęło się 26 września o 8.00 rano. Jadłam sobie z mamą śniadanko i zastanawiałam się czy nie wybrać się na zakupy do miasta. Nic nie zapowiadało, że jeszcze tego samego dnia będę tulić w ramionach moje Szczęście. W drodze do miasta ok godziny 8.50 poczułam pierwszy skurcz, ale do końca sama nie byłam przekonana czy to synuś się rozpycha, czy to skurcze. W trakcie zakupów poczułam kilkanaście słabych skurczy, w różnych odstępach czasu... Byłam przekonana, że to skurcze przepowiadające, tym bardziej, że pamiętałam jakie bolesne były te z Hanią. Ok godziny 10.30 przyjechałam do domku, w tym czasie moja mama wybrała się na pogrzeb sąsiadki (nic jej nie powiedziałam o skurczach, bo to straszna panikara). Skurcze nasiliły się troszkę, ale były całkiem znośne. Profilaktycznie wzięłam 2 no-spy, aby sprawdzić czy ustaną. Ok 12.00 z pracy wrócił mój mąż. Nie uwierzył mi, gdy mu powiedziałam, że coś się dzieje.Myślał, że blefuję :) Wzięłam ciepły prysznic i czekałam, aż skurcze ustaną. Pod prysznicem miałam wrażenie, że są co minutę, ale po wyjściu jakby straciły na intensywności. Profilaktycznie zadzwoniłam do mojego gina, który stwierdził, ze najlepiej będzie jak przyjadę do niego na oddział zrobić ktg. Gdy moja mama ok godziny 13.00 wróciła z pogrzebu, ja już z torbą stałam przy drzwiach wyjściowych. Wychodząc z domu zapewniałam ją, że niedługo wrócę, bo to na pewno skurcze przepowiadające. W drodze do szpitala skurcze miałam co 5 min, wtedy też ustaliliśmy, że nasz synek będzie miał jednak na imię Michał :) Zgłosiłam się na położniczą izbę przyjęć, gdzie położne widząc, kto prowadził moją ciążę, bez badania mnie od razu kazały przebrać się w koszulę i pożegnać męża. Była to godzina 14.00. W międzyczasie przeprowadzono ze mną wywiad położniczy, pobrano krew do badania  i podłączono pod ktg. Gdy położna spojrzała na zapis ktg, stwierdziła, że te skurcze są takie "byle jakie". Po chwili nie czekając na lekarza zabrała mnie na badanie ginekologiczne, aby sprawdzić rozwarcie. Jakież było nasze zdziwieni, gdy okazało się, że mam 8 cm rozwarcia. Położna kazała pędem dzwonić po męża, bo stwierdziła, że zaraz urodzę. Ja patrzyłam na nią z niedowierzaniem, bo wierzyć mi się nie chciało, ze przy takich skurczach i takim natężeniu bólu mam zaraz dziecko urodzić :) Po chwili Łukasz był już ze mną. Położna przebiła mi pęcherz, kilka skurczy partych i nasz Michaś był na świecie. Mały urodził się o 15.20. Podczas porodu nie byłam nacinana, jedynie śluzówka mi lekko pękła, więc założono mi kilka szwów. Nie zdążyłam się nawet zmęczyć samym porodem, więc bardzo szybko doszłam do siebie. Niestety gorzej było z Michasiem. Mały opił się wód płodowych, był 2 doby odsysany, do tego wdał się stan zapalny, wykryto u niego szmery na serduszku, a w trzeciej dobie dostał dość silnej żółtaczki. Swoje z nim w szpitalu przeżyłam, ale nie chcę o tym pamiętać. Najważniejsze, że szmery już ustały, ale w sobotę mamy kontrolną wizytę u kardiologa dziecięcego. Mały jest cudowny, wygląda zupełnie inaczej niż jego siostra... Hania bardzo dobrze przyjęła braciszka w domu, ciągle chce przy nim pomagać. Niestety gorzej zniosła nasze rozstanie. Przez pierwsze dni nie chciała mnie z oka spuścić, nawet na dwór nie wyszła, nie chciała jeść. Pomału wszystko wraca do normy, tylko straszny uparciuch się z niej zrobił. Ja w tej chwili walczę z przeogromnym uczuciem zmęczenia i sennością oraz moimi piersiami, które próbuję jakoś postawić do pionu (Mały chyba źle chwyta brodawkę i z tego powodu przy karmieniu odczuwam straszny dyskomfort). Próbuję różne techniki karmienia i mam nadzieję, że powoli wszystko się unormuje.
Zmykam do mojego Szkraba, bo zaczyna się budzić. Pozdrawiam cieplutko moje Kochane!

Próbuję się ogarnąć...

...i na razie mi to nie wychodzi... Hania odreagowuje tygodniową rozłąkę z mamą, a Michasia już dopadły kolki. W dzień to złote dziecko, a wieczory i noce to istny koszmar. Dziś w nocy płakał od 23.00 do 4.00 rano, bez chwili przerwy. Chodzę na rzęsach, wyglądam jak zombie (ale za to szczęśliwe :))... Mam nadzieję, że szybko wypracujemy na nie jakiś sposób...
Dziękuję za gratulacje! Jesteście kochane! Potrzebuję jeszcze kilku dni, aby ogarnąć cały ten harmider... Pozdrawiam!

niedziela, 2 października 2011

Razem

Nasz Syn... Michał Łukasz (a to ci niespodzianka :) )
ur. 26 września 2011 roku o godzinie 15.20
4150g 58 cm Miłości

W związku z tym, iż dopiero dziś wróciliśmy ze szpitala relacja z porodu pojawi się, gdy tylko troszkę się ogarniemy.
Jesteśmy szczęśliwi...

czwartek, 22 września 2011

Pourodzinowo

W dalszym ciągu nie urodziłam i nic nie zapowiada, aby miało się to wydażyć w najbliższych dniach. Nie będę się nad sobą rozczulać i pisać jak mi źle z powodu oczekiwania na poród. Każda z Was, która tego doświadczyła wie co teraz czuję i myślę. Tego posta chciałabym poświęcić naszej Myszce, która wczoraj obchodziła 2 urodziny.
Impreza urodzinowa odbyła się w sobotę. Na uroczystości stawili się dziadkowie i chrześni. Razem było nas 13 osób. Niestety nie przyjechał ukochany kuzyn Hani - Bartuś (biedak rozchorował się na tyle poważnie, że nie było mowy o jego uczestnictwie w urodzinkach). Pomimo to Było fajnie i wesoło. Upiekłam tort czekoladowy i zrobiłam sernik na zimno, do tego były lody z bitą śmietaną i owoce. Na kolację przygotowałyśmy z moją mamą troszkę sałatek, zapiekanek i mięsa na ciepło. Oczywiście Hania najbardziej ucieszyła się z prezentów. Dostała kuchnię z akcesoriami, centrum pielęgnacji noworodka, zestaw małego lekarza, ubranka i pieniążki. Póki co, największą furorę robi kuchnia - Mała cały czas gotuje i karmi nas wszystkich. Inne zabawki jej schowałam, aby nie znudziła się za szybko.
Co mogę napisać o moim 2-latku? Pięknie mówi, śpiewa, recytuje wierszyki (szczególnie ukochała sobie wiersze Tuwima), sama je, próbuje się ubierać, choć wychodzi jej to troszkę niezdarnie. Pięknie załatwia się do nocnika, "wpadki" zdarzają się naprawdę sporadycznie. Mała przestała być też tak zaborcza w stosunku do mojej osoby - odpuściła mi trochę i swoje zainteresowanie przerzuciła na babcię i tatę. W dalszym ciągu ubóstwia mojego tatę - wieczory należą do nich. Zresztą takim samym uwielbieniem daży drugich dziadków, choć ich z racji miejsca zamieszkania widuje trochę rzadziej. Hania mówi wciąż, ze urodzi się dzidzia i że będzie ciągle płakała :) Staram się jej tłumaczyć, że dzidziusie nie tylko płaczą, ale ona i tak ma swoje teorie na ten temat - moja mała mądrala. Nasza córeczka jest cudownym, radosnym dzieckiem. Póki co, nie ma jakichś szczególnie zaostrzonych objawów "buntu dwulatka". Zazwyczaj jest grzeczna, czasem marudzi, gdy jest przemęczona. Kochamy ją nad życie i nie wyobrażamy sobie życia bez niej!

Czekam na gości

Ale duuuża paka

poniedziałek, 12 września 2011

Spa(ni)kowana

Torba do szpitala czeka, ja też... Będąc z Hanią w ciąży spakowałam się na 3 dni przed pójściem do szpitala, może i tym razem to się sprawdzi... Od wczoraj czuję się podenerwowana, mam kołatania serca, uderzenia gorąca. Nie wiem, czy jest to spowodowane odstawieniem leków, czy może to jednak oznaki zbliżającego się porodu. Do tego chyba opadł mi brzuch, Mały słabiej się rusza... Boże, jak ja chciałabym już mieć to wszystko za sobą... Niestety to wszystko może potrwać jeszcze nawet 4 tygodnie...
Z innej beczki... Chciałabym zrobić porządki w swoich linkach, sporo z nich jest już nieaktualnych. Jeśli ktoś do nas zagląda, a prowadzi własnego bloga, to zostawcie w komentarzu namiary. Chętnie do Was zajrzę.

czwartek, 8 września 2011

Ostatnia prosta!

Jestem po ostatniej wizycie u mojego gina. Szyjka zgładzona, rozwarcie na 2 cm, łożysko dojrzałe... Mały waży 3300g więc spokojnie może pchać się na świat. Lekarz kazał mi do końca tygodnia stopniowo odstawić leki i stwierdził, że w jego opinii powinniśmy się spotkać w przyszłym tygodniu. Niestety wiem, że często jest tak, że po odstawieniu leków poród wcale nie musi wystąpić natychmiast. Wiele jest takich przypadków, że ciąże po fenoterolu są przenoszone. Mój doktor upiera się jednak, że do wyznaczonego terminu na pewno nie donoszę. Zobaczymy. Teraz to już się chyba wezmę za pakowanie torby do szpitala, bo wciąż jeszcze nie jestem spakowana. Mam wszystko przygotowane, więc nawet w przypadku porodu, zdążę się spakować. Mam tylko nadzieję, ze w razie czego mój małżonek zdąży wrócić z trasy, abyśmy mogli po raz drugi wspólnie doświadczyć "cudu narodzin" :) Przed porodem chciałabym jeszcze załatwić dwie sprawy - zaliczyć zjazd na podyplomówce (choć jeden dzień w tą sobotę) oraz wyprawić Hani 2 urodzinki. Chciałabym, aby odbyły się one zanim Mały pojawi się na świecie, żeby czuła, że jest to tylko jej święto. Wiadomo, jak to będzie, gdy wrócimy z Synkiem ze szpitala - uwaga rodziny będzie skupiona na nim, a ja chcę aby Hania w dalszym ciągu czuła się ważna. Ustaliłam, że nie będę wyprawiać żadnej wielkiej imprezy, ograniczę się do kawy i ciasta. Hanulka wie, że będzie miała urodzinki, będzie tort, prezenty i goście.
W związku ze zbliżającymi się drugimi urodzinami Hanki we wtorek zaliczyliśmy bilans 2-latka. Hania waży 13 kg i ma 92 cm wzrostu. Oczywiście, jak jechałyśmy do przychodni to zgrywała bohaterkę, ale przy samym osłuchiwaniu wpadła w okropną histerię, która zakończyła się z chwilą odejścia od niej pediatry. Mała spryciula nawet pomachała na odchodne panu doktorowi. Oczywiście od momentu wyjścia z przychodni wszystkim opowiada, że "płakałem u doktora" (Hania wciąż mówi o sobie w rodzaju męskim). Dziś gdy wróciłam od gina mnie też zapytała, czy płakałam u doktora :) Rozczula nas ta nasza mała Pchełka. Wczoraj doprowadziła moją mamę do łez, gdy pakując się na kolana wymusiła na niej przeczytanie po raz setny przygód Kubusia Puchatka, gdzie sama mówiła z pamięci tekst i dokańczała wszystkie zdania. Zadziwia mnie jej pamięć - potrafi powiedzieć z pamięci fragmenty "Lokomotywy" i innych wierszyków. Wystarczy, że usłyszy jakiś ze 2-3 razy i już potrafi kończyć zdania. Cieszy mnie, ze tak bardzo lubi, gdy się jej czyta, potrafi skupić się nad tym z godzinę, a swoimi książeczkami atakuje wszystkich, którzy pojawią się na jej drodze. Naszym wieczornym rytuałem stało się czytanie książeczek, bez tego nie ma mowy o spaniu. Hania wycisza się i po chwili zasypia. Ponadto Mała regularnie odwiedza ze mną i babcią bibliotekę i wypożycza książeczki. Do tego wciąż domaga się pójścia do przedszkola, co wieczór kąpie się, bo "jutro idę do przedszkola". Niestety musi jeszcze rok poczekać.
Boże, kocham to moje dziecko nad życie i już nie mogę doczekać się, kiedy do naszej rodziny dołączy drugie Słoneczko.
Zmykam do łóżeczka kontynuować przerwany sen :) Dobranoc, albo dzień dobry, jak kto woli :)

piątek, 2 września 2011

Czy zaznam kiedyś wewnętrznego spokoju???

Zadaję sobie to pytanie za każdym razem, kiedy coś zaczyna się pieprzyć. Najczęściej chodzi o Łukasza pracę. Czy naprawdę zawsze musi być tak, że kiedy już myślę, ze wszystko układa się po naszej myśli, robimy jakieś plany, to zaczyna się pier... Mój mąż w kwietniu zmienił pracę, w poprzedniej pracował przez 6 miesięcy bez umowy, więc gdy nadażyła się okazja nie zastanawiał się wiele i zmienił firmę. W końcu zaczął robić to, co najbardziej kocha - jeździć. Na początek dostał umowę na 1/2 etatu na czas nieokreślony z zapewnieniem, że za 3-4 miesiące otrzyma na cały etat. Ucieszyłam się, gdy w sierpniu zaproponowano mu umowę na pełen etat. Ma ją dostać od września, tylko, że oboje widzimy, że w tej firmie zaczyna się źle dziać. Jest coraz mniej wyjazdów, a wiadomo, że im mniej przejechanych km, tym pieniądze mniejsze. Boże, modlę się, żeby był to tylko okres przejściowy, bo nie chcę po raz kolejny przeżywać tego, co już kilkukrotnie było mi dane. Wiadomo, mieszkamy z moimi rodzicami, więc widzą, że Łukasz nie pojechał w trasę, choć powinien. I już zaczęły się w moją stronę komentarze mojej mamy typu: "taka praca to mi się nie podoba". Najgorsze jest to, że wczoraj szef zapewniał, go, że dziś pojedzie (choć powinien wczoraj), a dziś dzwonił, że nie wiadomo, czy trafi mu się jakiś wyjazd. W tym tygodniu zaliczył 2 krótkie trasy i praktycznie od środy rano siedzi w domu. Najbardziej dobija mnie to, że wszystkie komentarze kierowane są w moją stronę i to ja nie dość, że denerwuję się sytuacją w firmie, to jeszcze dobiją mnie takie sytuacje. Całe życie muszę się przed kimś tłumaczyć, robić dobrą monę do złej gry, moje życie polega na zadowalaniu innych, ale ja już tak dłużej nie mogę... nie daję rady. Wykańczam się psychicznie w relacjach z rodzicami i moim mężem. Nie chcę nikogo skrzywdzić, ani robić przykrości, ale do cholery, gdzie w tym wszystkim jestem JA??? :(

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Feministycznie

Rozmowa z Hanią podczas wczorajszej kąpieli:
Hania: Nie lubię tatusi!
Ja: Dlaczego nie lubisz tatusia?
Hania: Bo jest brzydki!
Ja: Ale dlaczego uważasz, że jest brzydki?
Hania: Bo jest chłopak! :)

Takie same odpowiedzi padały w sprawie dziadka, wujka, kuzynów itp...

I tak oto moja mała feministka podsumowała wszystkich znanych jej osobników płci męskiej! :)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Dziękuję wszystkim tym, którzy modlili się  w intencji mojego wujka. Jednocześnie przepraszam, ze nie odpisuję na komentarze, ale mam ostatnio tyle na głowie, że nie starcza mi czasu na nic.
Wujek jest po operacji, czuje się trochę lepiej, choć jest bardzo obolały. Usunięto mu pół metra jelita grubego, guz był ogromny, miał 10 cm, wycięto mu ponadto trochę węzłów chłonnych i oczyszczono trzustkę (guz opierał się o ten narząd, więc profilaktycznie ją czyszczono). Węzły poszły do badania do Poznania, ponieważ lekarz uważa, że możliwe jest, że nie były jeszcze zajęte przez raka tylko miały jakiś stan zapalny. Na szczęście okazało się, że wątroba jest czysta, nie ma na niej żadnych zmian nowotworowych. W opinii lekarzy rokowania są pomyślne, teraz jeszcze czeka wujka chemioterapia... Póki co udało się uniknąć stomii, jednak jeśli rany wewnątrz brzucha nie będą się prawidłowo goić, to może jeszcze dojść do takiego zabiegu. Wujek jest pozytywnie nastawiony, ma sporo wsparcia ze strony najbliższych. Ciocia od tygodnia spędza przy jego łóżku całe dnie, tylko na spanie wraca do domu, dzieciaki zajmują się gospodarką. Wierzę, ze wszystko się jakoś ułoży...
Synuś jest już dużym chłopcem, w ciągu 3 tygodni przybrał prawie kg, na wizycie ważył 2500g. Lekarz cieszy się, że dobrze przybiera, bo to jest ważne w razie przedwczesnego porodu. Pytałam też, czy nie widzi żadnych przeciwwskazań przed pójściem na wesele do mojej kuzynki, na co on odpowiedział, że nie jeśli nie będę tańczyć kankana, to on nie widzi przeszkód. I tak w ta sobotę bawiliśmy się u mojej kuzynki na weselisku. Było to dla mnie troszkę nietypowe wesele, ponieważ Państwo Młodzi są już dość statecznymi ludźmi - Ala ma 36 lat, natomiast jej obecny małżonek 44, ale wesele było naprawdę przednie i pomimo mojego stanu wybawiłam się całkiem nieźle.  Ślub i wesele odbyły się w pałacyku Ignacego Mościckiego w Runowie. Tam też mieliśmy zapewniony nocleg w pokojach hotelowych. W każdej chwili mogłam iść się położyć i odpocząć. Na samym weselu okazało się, że to nie ja pierwsza odpadłam, a mój małżonek. Dostał takiego bólu zęba, że o godzinie 1.30 mieliśmy po zabawie. Nawet wódka weselna nie była w stanie go znieczulić. Wracając z wesela zahaczyliśmy o dentystę, który wyrwał mu  tego nieszczęsnego zęba. Podsumowując - niech żałują ci, którzy nie byli.
My powoli przygotowujemy się do przyjścia na świat naszego drugiego potomka. Dostarczono nam już kołyskę wraz z wyposażeniem, przebrałam ciuszki po małej, które mogę wykorzystać dla Szymka, dokupiłam troszkę nowych. W środę wybiorę się jeszcze z mamą na zakupy, aby dokupić trochę pierdołów do szpitala. Muszę się przygotować, bo nigdy nic nie wiadomo. Hanię też już trochę obkupiłam na jesień, bo później mogę już nie mieć okazji. Jeśli chodzi o naszą Pierworodną, to muszę się pochwalić, że już na dobre pożegnaliśmy się z pampersowaniem w dzień, teraz zakładam jej pieluchę tylko na noc, choć mała się burzy. Hania już 3 tydzień pięknie załatwia się na nocnik, teraz już nawet przypominać jej nie trzeba. Sama go sobie przynosi, ściąga majteczki i wylewa zawartość do kibelka. Jestem z niej taka dumna! Moja córka zaskoczyła mnie jeszcze czymś - po roku czasu od odstawienia od piersi przypomniała sobie, ze mama ma cycucha i przez parę wieczorów domagała się mleczka. Szczęka mi opadła, bo od momentu odstawienia, nie upomniała się nigdy, aż do teraz. Ona chyba czuje, że szykują się wielkie zmiany w jej życiu. Ja sama coraz bardziej obawiam się jej reakcji na pojawienie się braciszka. Mała stała się w stosunku do mnie bardzo zaborcza, domaga się ciągle mojej obecności, gdy tylko zniknę jej na chwilę z oczu, wpada w histerię. Nawet Łukasza odpycha, choć on stara się z nią spędzać jak najwięcej czasu. Tłumaczymy jej, co niedługo nastąpi, nawet kupiliśmy specjalną książeczkę o pojawieniu się dzidzusia w domu. Na chwile obecną nie jestem jednak w stanie przewidzieć jej reakcji. Mam nadzieję, ze szybko zaakceptuje brata i pokocha go całym serduszkiem.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Trudne chwile...

Nasza rodzina przeżywa trudne chwile. U najmłodszego brata mojego taty wykryto nowotwór jelita grubego. Jutro operacja. Nie wiemy jakie są rokowania, czy nie ma przerzutów do wątroby. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze miesiąc temu nic nie zapowiadało, że będziemy przeżywać tak ciężkie chwile, teraz modlimy się i wierzymy, że wujek z tego wyjdzie...Ma dopiero 44 lata i pięcioro dzieci. Wszyscy bardzo mocno się kochają, całe dnie spędzają z nim w szpitalu... Jestem przekonana, że będzie dobrze, musi być! Proszę pomódlcie się w jego intencji...

środa, 3 sierpnia 2011

Urodziny, rocznica i takie tam...

Czas tak szybko ucieka... W ostatnim poście zapomniałam napisać, że zaraz po powrocie znad morza obchodziłam 28 urodziny. Nie wyprawiałam żadnej imprezy, bo po urlopie nie miałam na to siły, tym bardziej, że wróciliśmy w niedziele po południu, a już w poniedziałek wróciłam do pracy. W związku z tym, że wczoraj obchodziliśmy 3 rocznicę ślubu postanowiliśmy, że małą imprezkę rocznicowo - urodzinową wyprawimy 31 lipca (czyli odbyła się w minioną niedzielę). Zaczęliśmy od mszy w kościele, a po zaprosiliśmy teściów, moich rodziców i szwagierkę z rodziną na uroczysty obiad, który przeciągnął się do kolacji :) Mój brat nie był obecny, ponieważ razem z moją bratową byli na weselu. Było bardzo fajnie, w ramach prezentu dostaliśmy pieniążki, które chciałabym przeznaczyć na nowy dywan do salonu. W ramach prezentu urodzinowego również dostałam kasę, za którą na chwilę obecną zakupiłam 2 torebki, a za resztę kupię sobie chyba nowe kwiaty na kwietnik do salonu i nowe firanki do sypialni. W ogóle włączył mi się syndrom "wicia gniazda", bo choć ostatnie dni ledwo nogi za sobą ciągałam, to przedwczoraj i wczoraj dostałam takiego powera do sprzątania, że szok. Po wysprzątaniu wszystkich szaf, szuflad i szafeczek okazało się, że mamy w nich całkiem sporo wolnego miejsca. Ponadto przebrałam wszystkie rzeczy po Hani i wybrałam z nich te, które mogę zostawić dla Szymka, a resztę zapakowałam dla mojej kuzynki, która miesiąc temu urodziła córeczkę.
Co do mojego samopoczucia -  po lekach czuję się troszkę lepiej, bóle brzucha choć nie ustały, to jednak trochę się zmniejszyły. Mam nadzieję, że szyjka trzyma się mocno i szpital mnie ominie. W razie czego zakupiłam niezbędne rzeczy do szpitala - przezorny zawsze ubezpieczony. W domu na zwolnieniu jest mi cudownie - strasznie żałuję, że dałam się wmanewrować w ten cholerny projekt, który sprawił, że przypłaciłam to wszystko własnym zdrowiem i naraziłam zdrowie swojego dziecka. Niestety na jeszcze jeden dzień muszę wrócić do pracy, ale tylko i wyłącznie dla własnego lepszego samopoczucia. Jest jeszcze sporo spraw, które nade mną wiszą i nie potrafię spokojnie w domu siedzieć, wiedząc, ze są nie dokończone.
Nasz synuś jakby się troszkę ostatnio uspokoił - nie szaleje już tak w brzuchu, teraz raczej przeciąga się i czasem zapoda mamusi kopniaczka. Cały czas staram się przygotowywać Hanią na pojawienie się braciszka - opowiadam jej co robi w brzuszku, pokazuję zdjęcia noworodków i tłumaczę, że wkrótce taki dzidziuś zamieszka w naszym domku. W przyszłym tygodniu chcę zabrać Hankę do mojej kuzynki, aby mogła zobaczyć mała Tosię. Jestem bardzo ciekawa reakcji Małej...
Z naszej Hanuli zrobiła się mała mądrala - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W ciągu miesiąca bardzo się zmieniła, zyskała wiele nowych umiejętności - doskonale radzi sobie z samodzielnym jedzenie, nie wymaga karmienia, pije z kubeczka, butlę porzuciła już dawno. Ponadto widać, że rozwija się jej wyobraźnia, bo potrafi przeprowadzać "rozmowy" przez komórkę - opowiada co robiła, lub wymyśla jakieś historie. Zachowuje się przy tym, jak mała aktorka. Mała potrafi powiedzieć krótki wierszyk, śpiewa masę piosenek, właściwe buzia jej się nie zamyka, tylko cały czas śpiewa. Pokochała też oglądanie bajek - zwłaszcza jednej - "Listonosza Pata" oglądałaby na okrągło. Oczywiście staram się jej dozować czas spędzany przed telewizorem stosownie do wieku. Niestety jeśli chodzi o nocnikowanie to brak jakichkolwiek postępów, ale tym razem jej nie odpuszczę. Hania jest mądrą dziewczynką i wie o co chodzi z nocnikiem, tym bardziej, że zanotowaliśmy na początku nauki całkiem spore sukcesy. Nie rozumiem o co teraz chodzi....Ale się rozpisałam... Zmykam do łóżka... Dobrej nocy!

środa, 27 lipca 2011

Nie jest dobrze

W poniedziałek zaliczyłam kolejną wizytę u lekarza. W trakcie badania okazało się, że moja szyjka bardzo się skróciła. Generalnie gin stwierdził, że z jednej strony jest domknięta na styk, a w najdłuższym miejscu ma 19,9mm. Doktor stwierdził, że nie ma możliwości założenia pierścienia, bo praktycznie nie ma już na co. Dostałam leki zapobiegające dalszemu skracaniu (mam je brać 5 razy dziennie), a na kolejnej wizycie (za 3 tygodnie) lekarz zdecyduje, czy położy mnie u siebie na oddziale, czy wystarczy dalsze branie leków. Faktycznie czułam się od kilku tygodni nie najlepiej - pobolewał mnie brzuch, stawiał się, ale myślałam, że to wynik przemęczenia. Teraz zła jestem, że tak długo pracowałam - na zwolnieniu jestem od dzisiaj. 2 tygodnie wzięłam w czerwcu, ale to dlatego, że nasza niania się rozchorowała i musiałam zostać z Hanią. Planowałam pracować do końca lipca, ale w ostateczności przełożyłam wizytę o tydzień i teraz cieszę się, że to zrobiłam.
Jeśli chodzi o synka - rośnie jak na drożdżach. Waży obecnie ok 1630g i wszystkie parametry wskazują termin porodu na 15 -16 września (czyli jakieś 3 tygodnie wcześniej). Wiem, że to nic nie znaczy, ale pociesza mnie fakt, że w przypadku przedwczesnego porodu Szymek będzie miał większe szanse z wyższą masą urodzeniową. Ja liczę na to, ze leki wyhamują skracanie się szyjki i szczęśliwie donoszę synka.
Wczorajsza wizyta spowodowała, że powoli zaczynam szykować się do pobytu w szpitalu - nigdy nic nie wiadomo. Zamówiłam wczoraj na allegro 2 koszule nocne, za kilka dni udam się na większe zakupy, aby skompletować wstępną wyprawkę dla Małego oraz dla siebie. Postanowiliśmy też z Łukaszem, że zrezygnujemy z wesela, na które mieliśmy iść 20 sierpnia.
A co działo się przez ostatnie tygodnie? Zaliczyliśmy wspólny wypad nad morze, byliśmy z teściami oraz siostrą męża i jej rodzinką. Pojechaliśmy na 5 dni do miejscowości Wicie (między Darłówkiem a Jarosławcem). Wynajęliśmy dla naszej 9 domek holenderski. Ośrodek bardzo fajny, a koszt uważam, że naprawdę niewielki, bo za  dobę w szczycie sezonu płaciliśmy 200,00zł. Wyjazd udany, Hania była wniebowzięta morzem, ilością piasku oraz tym, że na codzień mogła przebywać z kuzynostwem. Ja też oderwałam się trochę od spraw codziennych, zwłaszcza związanych z pracą. Niestety już nad morzem momentami czułam się źle, bolał mnie brzuch, choć rytm dnia był naprawdę dopasowany do mojego stanu i mogłam dużo odpoczywać. W każdym razie cieszę się, że mogliśmy wyjechać choć na kilka dni i pobyć razem.
W jednym z wcześniejszych postów pochwaliłam się, jak to moje dziecko szybciutko załapało o co chodzi z nocnikiem. Niestety pospieszyłam się. Nie wiem co się stało, ale po tygodniu nastąpił zupełny regres - Hania całkowicie straciła zainteresowanie nocnikiem, a zaczęła znów walić w pampersa. Nie wiem, o co chodzi... Czy któraś z Was też tak miała?? Póki co, odpuszczam jej nocnikowanie i czekam na odpowiedni moment. Obawiam się, że  nie nastąpi to szybko, ponieważ lada moment w naszym domu pojawi się Maleństwo i jak w takiej sytuacji wytłumaczyć dwulatkowi, że braciszek może załatwiać się w pieluchę a ona nie...Czas pokaże...
Jestem bardzo ciekawa reakcji Hani na pojawienie się rodzeństwa. Codziennie opowiadam jej, że już niedługo do naszej rodziny dołączy mały dzidziuś, jej braciszek. Hania wie, że mamusia ma w brzuszku dzidziusia, całuje mnie po brzuchu, pyta co robi dzidzia. Zdarzyło się, że Szymon pokopał siostrę w kolanko, gdy razem spałyśmy w naszym łóżku. W tej chwili najbardziej boję się ewentualnego pobytu w szpitalu, bo nie wiem jak poradzę sobie z tęsknotą za Hanulą...
Nasza mała gwiazda rozśpiewała się nam na dobre - śpiewa wszystko co choć ze dwa razy usłyszy. Praktycznie ciągle coś podśpiewuje pod noskiem. Samodzielnie potrafi zaśpiewać "Panie Janie", "Kocham Cię, a ty mnie", "Wlazł kotek na płotek", przy innych piosenkach trzeba jej trochę pomóc. Zaskakuje mnie to, jak mała szybko zapamiętuje. Do tego pięknie opowiada, co robiła i widziała. Jej zasób słownictwa naprawdę mnie zadziwia. Nasza Mała Mądrala :)


Na koniec wspomnienie z wakacji...

czwartek, 7 lipca 2011

Nie potrafię spojrzeć w lustro...Jest mi wstyd... W chwili bezsilności uderzyłam własne dziecko...Dziecko, które ze zmęczenia popadło w taką histerię, z którą ja nie potrafiłam sobie poradzić... Nie potrafię nawet opisać tego co czuję... Jeden klaps i jak gdyby ktoś wylał mi kuebł lodowatej wody na głowę. Siedziałam i płakałam z własnym dzieckiem, a ona tak bardzo łkała i tuliła się do mnie....Nie wiem co się ze mną dzieje, od kilku tygodni czuję, że jestem emocjonalnym wrakiem, fizycznie też nie jest lepiej...Nie kontroluję gniewu, nie radzę sobie z emocjami...czuję, że spadam w dół...Nie wiem co się ze mną dzieje i gdzie szukać pomocy...

wtorek, 21 czerwca 2011

Rok i 9 miesięcy

Duma mnie rozpiera, gdy patrzę na moje dziecko...na dziecko, które nie jest już nieporadnym niemowlakiem, ale przebojową i niezwykle bystrą dziewczynką. W ciągu ostatnich kilku tygodni Hania stała się bardzo samodzielna, komunikatywna i ciekawska. Zawsze myślałam, że niespełna 2 - letnie dziecko jest jeszcze bardzo głupiutkie, nieporadne i zdane na pomoc innych, a tymczasem przekonuję się, że w przypadku mojego dziecka jest zupełnie inaczej. Dziś Hania kończy rok i 9 miesięcy, a tyle już potrafi:
  • do perfekcji opanowała sztukę samodzielnego jedzenia, posługuje się łyżką i widelcem,
  • mówi pełnymi zdaniami, właściwie można z nią porozmawiać jak z dorosłym,
  • najśmieszniejsze jest to, że mówi o sobie w rodzaju męskim - "robiłem, byłem..."
  • sama potrafi założyć sobie buty na rzepy, czapkę i bluzę,
  • samodzielnie myje rączki, buzię i zęby, podczas kąpieli gąbką myje sobie brzuszek, stópki, rączki i pupę,
  • od tygodnia mamy naukę nocnikowania - Hania nosi jeszcze w ciągu dnia pampersa, ale tylko dlatego, że ostatnio jest dość chłodno, a kilka dni temu podziębiła sobie pupę, Mała woła "pisiu:, robi kupkę do nocnika, a następnie bije sobie brawo i zwołuje wszystkich domowników, aby podziwiali jej "dzieło"
  • Hania jest niezwykle sprawna fizycznie, wszędzie jej pełno, wykonuje takie akrobacje, że aż dech w piersiach mi czasami zapiera,
  • Mała "śpiewa" proste piosenki i potrafi powiedzieć krótką rymowankę
  • uwielbia słuchać piosenek Fasolek i Natalki Kukulskiej
  • weszliśmy już w okres pytań, dotychczas najczęściej padało pytanie "Cio to?", a od dwóch dni słyszę tylko "A dlaciego?"
  • Hania używa zwrotów grzecznościowych, zwłaszcza "prosię" i "dziękuje", gdy wchodzimy do sklepu mówi "dzień dobly", a na wyjście "do dzienia" i kłania się przy tym w pas,
  • ulubione zabawy Małej to piaskownica i wizyty na placu zabaw, ponadto Hanka w dalszym ciągu pała wielką miłością do swojego kuzyna Mikołaja - żyć bez siebie nie mogą,
  • Hania wie, że w mamusi brzuszku mieszka jej braciszek - często spontanicznie przybiega i przytula się do brzucha, całuje go, głaszcze, a ja się nad tym rozpływam,
  • oczywiście zdarzają nam się ataki histerii, które jednak dość szybko mijają, na ogół Hania jest bardzo radosnym i pogodnym dzieckiem,
Długo mogłabym tak jeszcze pisać o moim Słoneczku, ale naprawdę trudno zebrać wszystko w jednym momencie - wiele rzeczy mi ucieka. Obiecuję, że w kolejnym poście napiszę co u nas i naszego Młodszego... Pozdrawiam wakacyjnie!

niedziela, 5 czerwca 2011

Dziś tylko tyle, reszta już wkrótce...

Moja Mała Kobietka :)

poniedziałek, 16 maja 2011

Po wizycie...

Dziś po raz kolejny zaliczyłam wizytę kontrolną u lekarza. To już końcówka 20 tygodnia, półmetek ciąży za nami... czas tak szybko pędzi...
Nasz synuś rośnie jak na drożdżach, waży już ok 360g. Pan Doktor obejrzał go z każdej strony, zajrzał mu ponownie między nóżki i w dalszym ciągu utrzymuje, że to chłopiec. Szyjka na szczęście trzyma się mocno, nie skraca się dalej, co mnie bardzo cieszy. Mam trochę gorsze wyniki morfologii, ale myślę, że to może być wynik przemęczenia. Do tego zaczyna się lekki stan zapalny dróg moczowych, a żeby temu zapobiec mam 2 razy dziennie łykać Żuravit. W dalszym ciągu miewam dołki psychiczne, brakuje mi czasu dla siebie, Hani i
Łukasza. W tym miejscu usłyszę z Waszych ust, że powinnam rzucić wszystko i iść na L4, ale ja naprawdę nie mogę teraz tego zrobić, bo świadomość, że zostawiłam w pracy tyle niedokończonych spraw dobiłaby mnie jeszcze bardziej i nie pozwoliła tak naprawdę odpocząć i odciąć się od tego wszystkiego, co zostawiłam za drzwiami swego biura. Zastanawiam się tylko, czy przyjdzie taki moment, że będę w pełni gotowa, aby odjeść na chorobowe. Głupie to wszystko...
A teraz kilka słów o naszym 1,8 - miesięcznym Szczęściu... To jak zachowuje się Hania, jak się zmieniła w ciągu ostatniego miesiąca... po prostu brak mi słów. Jest cudowna, najukochańsza i już tak bardzo samodzielna. Kocha nas wszystkich na zabój i ciągle to powtarza, przytula i całuje. Do tego gada jak najęta, pełnymi zdaniami, właściwie rozmawia się z nią, jak z dorosłym. Do perfekcji opanowała sztukę posługiwania się łyżką i widelcem, pięknie sama je, ubiera buciki, myje rączki, buźkę i ząbki. Coraz częściej kontroluje swoje potrzeby fizjologiczne, woła, że chce siusiu. Z całkowitym odstawieniem pieluch poczekam do wakacji, gdy zrobi się cieplej - majteczki już czekają w pogotowiu. Naszą zmorą jest uzależnienie od dydusia, ale i z tym sobie poradzimy. Córeczka dostarcza nam wiele radości, a mnie samą wielokrotnie doprowadziła do łez radości i wzruszenia. A teraz będziemy mieli to szczęście podwójnie :)

PS. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że nasz synek otrzyma imię SZYMON.

czwartek, 5 maja 2011

Kochane dziękuję za wszystkie dobre rady. Chyba mamy sytuację opanowaną, choć wczoraj wcale nie było mi do śmiechu. Wieczorem wylądowaliśmy z Małą na pogotowiu, ponieważ do ostrej biegunki doszły wymioty. Lało się z Hani obiema stronami niemiłosiernie. Na szczęście okazało się, że Mała nie była jeszcze odwodniona, choć przyszedł taki moment, że wszystko co wypiła natychmiast zwracała. Moja mała bidulka...Lekarz na pogotowiu przepisał nam zawiesinę regenerującą błonę żołądka i elektrolity, które Hania bardzo opornie pije, ale dziś rano w końcu okazało się, ze temperatura spadła, wymioty ustały, a biegunka znacznie mniej była nasilona. Mała miała dziś dużo więcej życia w sobie, broiła, jak zwykle, odstawiała histerię, więc to był sygnał, że nasze dziecko zdrowieje. Ponadto zaczęła w końcu po 3 dniach coś jeść - w ilościach mikroskopijnych, ale jednak. W zyciu nie myślałam, ze będę skakać z radości, jak Hania zje kawałek kinderka. Do tego zjadła kawałek banana, odrobinkę ziemniaków, a wieczorem po kąpieli domagała się kakao, choć wypiła go może ze 3 łyki. Do tego popijała na zmianę elektrolity z sokiem Kubusiem. Zważyłam dziś Małą i okazało się, że zjechała na wadze 1 kg. Taka się zrobiła szczuplutka, wydaje się drobniutka. Mam nadzieję, że najgorsze za nami.
A na dowód, że Mała wraca do formy:
Moja mama przekomarza się z Hanią...
- Haniu daj babci kawałek bananka...
- Nie cieś (nie chcesz)
- No podziel się z babcią banankiem...
- Bacia nie cieś...
Po chwili Hania podchodzi do dziadka, daje mu banana i mówi:
- Daj baci...
- Haniu daj babci sama bananka, babcia się ucieszy...
Hania podchodzi do babci i mówi:
- Bacia nie cieś bananka...
No i babcia banana nie posmakowała :)

środa, 4 maja 2011

Pomocy!

Jak zatrzymać biegunkę u tak małego dziecka, jak Hania? Jak zmusić ją do picia? Mała ma gorączkę, od wczoraj nie je, nie chce pić. Byliśmy u lekarza, ale to co on radził nie skutkuje. Boje się, że Hania się odwodni... Pomóżcie!

czwartek, 28 kwietnia 2011

Ponarzekam sobie

Znów łapie mnie dół...Nie wiem czy to kwestia hormonów, czy ostatnich wydarzeń... Pewnie jedno i drugie. Ostatnie dni w pracy to dla mnie jeden, wielki...i tu powinno pojawić się bardzo niecenzuralne słowo. Z reguły trudno wyprowadzić mnie z równowagi, ale to co ostatnio wyprawiają moi podopieczni po prostu mnie przerasta. Wiem, że nie powinnam się denerwować, ale ja nie potrafię opanować tych złych emocji, które we mnie siedzą. Moja przyjaciółka uspakaja mnie i wspiera jak może, biorąc na swoje barki te najmniej przyjemne kwestie, ale ja nie mogę zrzucić na kogoś odpowiedzialności za swoją pracę. Dziękuję Ci Kochana za okazywane wsparcie!
Niestety sytuacja w pracy ma znaczący wpływ na moje fizyczne samopoczucie. Mam bóle podbrzusza, kołatania serca i momentami wręcz wewnętrznie się trzęsę. Do tego dochodzi ból pleców, drętwienie lewej nogi i ogromne uczucie zmęczenia. Po moim powrocie z pracy jestem strasznie wypompowana, a już od progu czeka na mnie moja mała "terrorystka". Hania nie da mi nawet obiadu zjeść, a już domaga się wyjścia "na dól" - przynosi swoje buciki, czapeczkę i inne niezbędne akcesoria i ciągnie mnie za rękaw w stronę drzwi wyjściowych. Pogoda ostatnimi czasy przepiękna, więc całe popołudnia spędzamy w piaskownicy.
Z moim mężem też jakoś ostatnio tak dziwnie. Jest między nami wiele niedomówień, on uważa, że wciąż się go czepiam, a ja znowu twierdzę, ze nic w domu nie robi (chodzi mi głównie o pomaganie moim rodzicom). Nie mam siły nawet z nim dyskutować, choć prawdą jest, że spędzamy ze sobą ostatnio mało czasu. To wszystko jakoś tak nakłada się na siebie i powoduje, ze jest mi bardzo żle...
Poza tym, Hania od prawie 2 tygodni choruje, ma kaszel, katar, kilka dni w zeszłym tygodniu gorączkowała, choć lekarz stwierdził, że osłuchowo jest czysta. Do tego wychodzą jej górne trójki i Mała bardzo ciężko to znosi (wszystkie inne zęby wychodziły "bezproblemowo"). Hanka tak zasmakowała syropu przeciwgorączkowego o smaku truskawkowym, że przed snem domaga się "jopku" - moja mała lekomanka (oczywiście, bez potrzeby jej nie podaję).
A na koniec, jedyna rzecz, która oprócz mojej córci mnie cieszy - od kilku dni czuję ruchy Maluszka.
Tak wygląda dziecię, które wyrusza na poszukiwania prezentów od Zajączka :)

Pozdrawiam!

czwartek, 21 kwietnia 2011

Do Diany

Diano poproszę Cię o zaproszenie na Twojego bloga - chyba o mnie zapomniałaś :) Pozdrawiam!

środa, 20 kwietnia 2011

Wracamy

Znów długo mnie  nie było, ale mam taką kołomyję w pracy, że szkoda gadać. Rozpoczęłam od kwietnia realizację mojego projektu i każda z Was, która miała kiedyś styczność z projektami POKL wie ile przy tym papierkowej roboty. Zaczynam żałować, że projekt dostał dofinansowanie, ponieważ nie mam nawet czasu na spokojne "ciążowanie: :) A z drugiej strony, może to dobrze... czas tak szybko płynie. Dopiero robiłam test ciążowy, a tu już przełom 4-5 miesiąca. W poniedziałek miałam kontrolną wizytę u lekarza. Podczas badania doktor zaniepokoił się stanem mojej szyjki, stwierdził, że jest "dziwna" i że koniecznie trzeba kontrolować jej stan. Nie wiem, co o tym myśleć, szczerze mówiąc trochę mnie to niepokoi. Lekarz kazał mi się oszczędzać, nie dźwigać, co jest trudne do zrealizowania mając w domu takiego szkraba jak Hania. Ustaliliśmy z lekarzem, że jeśli tylko coś będzie się dziać (bóle brzucha, plamienia, krwawienia) mam się natychmiast stawić się u niego w szpitalu. Póki co, nic takiego się nie dzieje, więc nie będę panikować. Lekarz pytał też, czy chcę iść na zwolnienie, jednak póki co, nie mogę sobie na to pozwolić - pójdę dopiero wówczas, gdy uda mi się projekt na dobre wdrożyć. Planuję pracować do końca lipca, ale co z tego wyjdzie - zobaczymy.
Z innych ciążowych wieści - pisałam ostatnio, że znamy wstępnie płeć Malucha - udało nam się w końcu dojść do porozumienia z mężem w kwestii imienia - nasz SYN będzie miał na imię JAN. Jeśli okaże się, że Jasiu jest jednak dziewczynką w wówczas zastanowimy się nad imieniem dla niej.
A tak poza tym - od kwietnia Łukasz zmienił pracę, z poprzedniej się zwolnił, choć trudno zwolnić się pracując bez umowy :) Finansowo wyjdzie na tym trochę gorzej, ale jest dużo spokojniejszy niż w poprzedniej. Ponadto czeka nas sporo rodzinnych imprez - w pierwsze święto idziemy na 45-lecie ślubu siostry mojej mamy, tydzień później na 18 - nastkę kuzynki, w maju mamy 2 przyjęcia (w tym moja chrześniaczka), w sierpniu i październiku wesela, ale na to październikowe z wiadomych powodów się nie wybieramy :) Szarpnie nas to strasznie finansowo, ale cóż robić... nie możemy odłożyć ani złotówki, bo wciąż są jakieś nowe wydatki, imprezy itp.
Jeśli chodzi o kompletowanie wyprawki dla dziecka, to nie nakręca mnie to już tak bardzo, jak w pierwszej ciąży. Nie oznacza to, że nie czekamy na przyjście malucha na świat - wręcz przeciwnie, jednak w tej chwili do pewnych zakupów podchodzę dużo rozsądniej niż w ciąży z Hanią. Z doświadczenia wiem, że sporo rzeczy jest niepraktycznych, dziecko szybko wyrasta lub po prostu nie mam potrzeby ich użytkowania. Zresztą przyjdzie jeszcze czas na wyprawkę...
A Hanula, jak to Hanula - broi za dwóch i daje nam radości za dwóch. Pięknie śpiewa piosenkę z programu dla dzieci "Barney i przyjaciele" ..."kocham Cię, a Ty mnie..." leżąc w łóżeczku wieczorem śpiewa ją sobie pod nosem i tak cudownie w jej wykonaniu to brzmi :) Niestety stała się tez ostatnio znów dość histeryczna - szybko się złości, próbuje wymuszać płaczem, czasem nas bije. Mam nadzieję, że szybko jej to przejdzie i znów stanie się naszym kochanym pieszczoszkiem. Ostatnio u małej furorę robi piaskownica - codziennie rano radosnym krokiem wędruje ze swoim wiadereczkiem, łopatką i grabiami do niani i tam pół dnia spędza w piasku. Biorąc pod uwagę zainteresowania pierworodnej Zajączek Wielkanocy postanowił przynieść jej taczkę oraz kolejny zestaw zabawek ogrodowych, ponadto na naszym podwórku już wkrótce pojawi się piaskownica. Od dziadków Hanula dostanie śliczną sukienkę balową, którą założy na siebie już w niedzielę.
Fajnie jest czekać na święta, gdy ma się w domu małe dziecko - nabierają one zupełnie innego wymiaru i znaczenia.

Nie mam siły więcej napisać, postaram się odzywać częściej. Buziaki!

czwartek, 24 marca 2011

Pierworodna :)



Zgodnie z obietnicą...

środa, 23 marca 2011

Wieści z ciążowego frontu

W poniedziałek zaliczyłam wizytę u Pana Doktora. Widziałam na usg naszego Maluszka - muszę się pochwalić, że znam już wstępnie płeć dziecka :) Póki co, niech zostanie to moją słodka tajemnicą :) Nie spodziewałam się, że nastąpi to tak szybko, tym bardziej, że w pierwszej ciąży płeć poznałam, gdzieś około 28 tygodnia. Maluszek jest bardzo ruchliwy, gin miał problem, żeby usg zrobić i pomierzyć wszystko tak jak należy. Najpierw próbował zrobić mi usg dopochwowo, to wtedy pięknie było widać płeć, a następnie robił mi usg przez powłoki brzuszne. W ostateczności udało się pomierzyć to co należało - wszystko jest w jak najlepszym porządku. Termin porodu w dalszym ciągu wyznaczony wg usg na 3 października, natomiast wg om na 5 października. Chciałabym, aby maleństwo urodziło się ciut przed terminem - tak samo jak to było z Hanią. Nie musiałam siedzieć w domu i liczyć dni... Na chwilę obecną na myśl o porodzie czuję jakąś dziwną ekscytację - jakaś masochistka chyba jestem :) Pierwszy poród wspominam dobrze, byłam nawet zaskoczona, że dość szybko nam poszło. Zresztą, nie ma co gdybać... Wierzę, że będzie wszystko będzie dobrze i już za pół roku przytulę... no cóż jeśli chodzi o imię to zażarte negocjacje trwają :)
U nas szykują się pewne zmiany, mam tylko nadzieję,  że wszystko będzie po naszej myśli. Mam nadzieję, że w końcu wiatr przestanie wiać nam w oczy i wyjdziemy na prostą. Kantadeska napisała ostatnio, że dobro powraca - mam nadzieję, że ma rację! Trzymajcie kciuki!

niedziela, 13 marca 2011

Jesteśmy...

...i mamy się dobrze! Wkroczyliśmy w 11 tydzień ciąży. Mdłości dawno minęły, zaparcia trochę odpuściły, teraz jedyne dolegliwości to bóle w dole kręgosłupa i w dole brzucha. Myślę, że to maluszek robi sobie coraz więcej miejsca w brzuszku i stąd te bóle. Nie mam żadnych plamień, krwawień... i oby tak zostało. 21 marca mam kolejną wizytę u lekarza, będę mogła znów zobaczyć Maluszka, który w moim przeczuciu jest chłopcem :) choć kolejna córka też mnie uszczęśliwi...
Hanulka jest cudowna, za tydzień skończy półtora roku - trudno mi uwierzyć, że ten czas tak szybko płynie. Mała za pół roku skończy 2 latka - wówczas będzie starszą siostrą. Nie myślałam, że nasza rodzina tak szybko się powiększy...teraz niezmiernie mnie to cieszy. Przeraża mnie tylko myśl o wspólnych początkach z Hanulką i Maleństwem, nie wiem jak sobie poradzę. Moja mama będzie wówczas pracowała, jest nauczycielem, wiec nie ma możliwości wzięcia urlopu. Zresztą, tym będę się martwić później... Teraz nasz czas wypełnia radosny szczebiot naszego Słoneczka. Hania gada jak najęta - można porozmawiać z nią, jak ze starym, gada zdaniami, a jej zasób słów zaskakuje mnie każdego dnia. Hania śpiewa, upodobała sobie trzy piosenki - "Miała baba koguta", "Zuzia, lalka nieduża"i "Sto lat". Wiadomo, że nie śpiewa tak dokładnie, ale zachowuje melodię i pierwsze słowa. Mała zaczyna wołać "sisiu", robi na nocniczek lub do kibelka ze specjalną nakładką. Wiadomo, że nie  zawsze zdąży zawołać na czas, czasem w trakcie jak robi, ale uważam, że to i tak spory sukces jak na półtoraroczniaka. Hanka jest naszą dumą i wielką radością, serce mi topnieje, gdy mówi "kocham", przytula się przy tym tak rozkosznie. Małą wie, że u mamusi w brzuszku jest dzidzia - całuje mnie w pępek i mówi "kocham". Rano budzi się ok. 5.45, domaga się, aby wziąć ją do naszego łóżka, głaska nas wówczas po głowach, całuje, a Łukasza zawsze wywali z łózka, aby zrobił jej "kako". Fajne są te nasze poranki, nawet jeśli zaczynają się o tej porze w weekendy :)
Z innych newsów - tydzień temu byliśmy na weselu u mojego kuzyna na Wybrzeżu. Hania została z rodzicami Łukasza, Trochę obawiałam się, jak Mała spędzi weekend u dziadków, których jednak widuje dużo rzadziej, jednak okazało się, że było całkiem fajnie. Dziadkowie nacieszyli się najmłodszą wnusią, a i Mała miała okazję spędzić z nimi trochę czasu. Weselisko też fajne, choć jak dla mnie to małe :) To było na 60 osób, a w naszej rodzinie normą są na 130. Niemniej zabawa była super, jedzonko też dobre, orkiestra super. Teraz czekają nas jeszcze 2 przyjęcia w maju, w tym moja chrześniaczka i siostrzenica męża. Szarpnie nas po kieszeni, ale cóż czynić... Kiedyś to musiało nastąpić.
Rozpisałam się troszkę! Obiecuję następnym razem wrzucić zdjęcie Hanki! Całuję!

wtorek, 1 marca 2011

Zmęczenie

Jestem, jestem i żyję... Nie mam siły na cokolwiek, marzę tylko o podusi i ciepłym łóżeczku... Staram się Was czytać na bieżąco, ale nie mam natchnienia do komentowania... Mdłości minęły bezpowrotnie, tylko to potworne zmęczenie... Mam nadzieję, że wkrótce minie, a wtedy będzie dłuższa notka... Pozdrawiam cieplutko i wiosennie!

środa, 16 lutego 2011

Po wizycie u lekarza

Wczoraj miałam pierwszą wizytę u mojego gina. Jakiż był zadowolony, gdy powiedziałam mu, że przychodzę z kolejną ciążą :) Pan Doktor mnie zbadał, zrobił usg i określił termin porodu na 3 października. Stwierdził też, że coś mi się lekko odkleiło, ale dopóki nie ma krwawień nie mam się przejmować. Nie mogę też poddać się biopsji, którą miałam wyznaczoną na 19 lutego. Dostałam skierowanie na badania krwi, a następną wizytę mam wyznaczoną na pierwszy dzień wiosny. Będzie to już 12 tydzień ciąży...
Ciąża skomplikowała mi pewne sprawy, ale myślę, że to się wszytko da. Powiedziałam o dziecku rodzicom i szefowej w pracy. Reakcja szefowej bardzo mnie zaskoczyła, w sensie pozytywnym... Serdecznie mi pogratulowała, kazała dbać o siebie i niczym się nie martwić. Przyznam szczerze, że trochę obawiałam się jej reakcji, a tu taka niespodzianka :) Moi rodzice też byli zaskoczeni, ale przyjęli wiadomość o kolejnym wnuku spokojnie. Mnie męczą mdłości i okropne zaparcia - ale tak samo było z Hanulką, musimy to przetrwać. Byle do przodu... :)

środa, 9 lutego 2011

Szok - wciąż...

Dziękuję Wam dziewczyny za gratulacje! Ja sama wciąż próbuję oswoić się z tą myślą, że znów zostanę mamą. Jak to się stało...?? Chyba nie muszę Wam tłumaczyć :) W grudniu spóźniał mi się okres, nie siałam jednak paniki i nie biegałam do apteki po testy. Okres dostałam w 40 dniu cyklu, więc gdy tym razem mi się spóźniał to podeszłam do tego na luzie i czekałam kiedy @ przyjdzie. W niedzielę mąż zażartował, że może jednak jestem w ciąży, na co ja zbyłam go śmiechem. W poniedziałek rano przy śniadaniu pierwszy raz mnie zemdliło, jednak nie brałam tego za objaw ciąży. Po przyjściu do pracy nie mogłam jednak wysiedzieć na tyłku i pod byle pretekstem wyszłam do apteki, gdzie kupiłam 2 testy (przekonana, że pierwszy nie wyjdzie). Po powrocie do biura, pobiegłam do łazienki w wiadomym celu. Jakież było moje zaskoczenie, gdy od razu pojawiły się dwie tłuste krechy!!! Oczywiście tego dnia już nic więcej nie zrobiłam. Po powrocie do domu z niecierpliwością czekałam na Łukasza. Gdy wrócił z pracy ja nie mogłam wysiedzieć i od razu powiedziałam mu o co chodzi. Początkowo myślał, że sobie żarty z niego stroję, ale po chwili na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech i nie zszedł z niej do dziś. Mój mąż się cieszy, a ja próbuję ochłonąć... Przyznam, że trochę nas ta ciąża zaskoczyła... gdy staraliśmy się o Hanię to zajęło nam to pół roku, a tu cyk i jest :) Najśmieszniejsze jest to, że drugie dziecko urodzi się dokładnie 2 lata po Hani (termin porodu to 5.10.2011r.). Nie powiedzieliśmy jeszcze moim rodzicom, zrobimy to w sobotę. Nie powiedziałam też jeszcze szefowej w pracy - czekam na wizytę u lekarza, którą mam 16.02. Szczerze mówiąc obawiam się trochę jej reakcji, tym bardziej, że moja koleżanka też jest w ciąży i nasza nieobecność pokryje się na pewnym etapie. Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że projekt, który napisałam i złożyłam w listopadzie dostał dofinansowanie i będzie realizowany od kwietnia do końca września. Jestem kierownikiem tego projektu i to trochę komplikuje sprawy, ale nieoficjalnie dowiedziałam się, że w każdej chwili z ważnego powodu można zmienić kierownika (a ciążą to chyba jest ważny powód, co?). A jeszcze jedno - zapisałam się na studia podyplomowe, które powinny lada chwila się zacząć... Jak same widzicie, trochę skomplikowałam sobie życie...a może to właśnie tak miało być...Póki co do południa męczą mnie mega mdłości...mam nadzieję, że skończą się tak samo szybko, jak się pojawiły... Wciąż nie wierzę...

poniedziałek, 7 lutego 2011

Nie wiem co napisać... w szoku jestem... to było planowane, ale jeszcze nie teraz... los chciał inaczej... JESTEM W CIĄŻY!!!

niedziela, 6 lutego 2011

Bez słów

Kituchy są tylko na chwilę :)
Podobna do taty?
To nie prawdą, że nie lubię buraczków:)                                                                                                                                                       


środa, 19 stycznia 2011

Doła mam

...jak stąd do Chin... Mam płacz na czubku nosa, nie radzę sobie już emocjami. Sytuacja w domu jest strasznie napięta, czułam, że coś lada moment wybuchanie... Znów miałam z moim ojcem rozmowę z serii "bo Twój mąż..." Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo nie o to, to chodzi... Pora chyba jednak pomyśleć o poszukaniu mieszkania do wynajęcia, bo ja już dłużej tego nie wytrzymam...Siadam psychicznie... :(

wtorek, 18 stycznia 2011

Zapalenie spojówek i konkurs :)

Niedzielne łzawienie oczu Hani skończyło się wizytą na pogotowiu. Bardzo miła Pani Doktor stwierdziła u Małej zapalenie spojówek. Hanulka była bardzo dzielna, podczas badania oka pod specjalnym mikroskopem nawet nie drgnęła, wciąż się uśmiechała i biegała po korytarzach oddziału okulistycznego. Od niedzieli aplikujemy krople z antybiotykiem i widać już dużą poprawę. Mam nadzieję tylko, że nie przerzuci się na drugie oczko.
Dziś usłyszałam pewną wiadomość, która rzuciła mnie na kolana. O szczegółach będę mogła Was poinformować dopiero w piątek. Jeśli ktoś czyta mnie dokładnie, może domyśleć się o co chodzi... Ogłaszam mały konkurs - typujcie, może któraś zgadnie :)

niedziela, 16 stycznia 2011

Babski wieczór z katarem w tle

Fajny wieczór wczoraj miałam, taki typowo babski, spędzony w innym towarzystwie niż zwykle. W ten weekend jestem na ostatnim zjeździe szkolenia, o którym kiedyś już pisałam. Wczoraj wraz z naszą prowadzącą i kilkoma babkami postanowiłyśmy pójść na stare miasto na piwko. Bydgoszcz nocą ma swój urok, a do tego piękne świetlne iluminacje (m.in. ok 3-metrowej wielkości świecące anioł, grające na trąbach i stojące wzdłuż głównej ulicy) Szok po prostu. Poszłyśmy do pubu na piwo, nagadałyśmy się, naśmiałyśmy, pospacerowałyśmy po mieście (piękna wiosenna noc była) i uradowane wróciłyśmy do hotelu. Oczywiście głównym tematem rozmów i żartów był seks, relacje damsko - męskie itp.  Było tak po prostu fajnie, spontanicznie, bez skrępowania... Nie miałam pojęcia, jak bardzo brakowało mi takiego wyjścia, naładowania akumulatorów, spojrzenia z dystansem na swoje dotychczasowe życie, związek... Przemyślałam sobie parę spraw i dochodzę do wniosku, że mam naprawdę dobrze, co nie znaczy, że nie może by lepiej :) Grunt, żeby obie strony się starały :)

Z gorszych wieści - ja czuję się trochę lepiej, biorę antybiotyk, cho wciąż jeszcze czuję gardło. Hania znów ma jednak katar, łzawią jej oczy i boję się, że to się skończy wizytą u lekarza :(

czwartek, 13 stycznia 2011

Już po...

"...człowiek czeka na nie cały rok, a potem chwila i już po... Brzuszek pełny, portfel pusty, ale wspomnienia fajne :)"
Tak zaczęłam posta 27.12.2010 roku. Jak łatwo się domyśleć post nie został dokończony :) Pora więc na nowy, bardziej aktualny :)

U nas "po staremu". Ja pracuję, mąż pracuje (choć już 4 miesiąc "na czarno"), Hanulka rośnie jak na drożdżach i jeszcze trochę to nas to nasze dziecko sprzeda :) Mała gada jak najęta, buduje już bardzo proste zdania typu "dać am", zadaje pytania typu "cio to", a budząc się w nocy siada w łóżeczku i mówi "gdzie didi". Oczywiście nie uśnie dopóki nie podam jej smoczka. Ze słownika małej gaduły: patrzi (patrz mamusiu co robię), dać, koczik (kolczyk), klucz, buti, (buty), papuć, tatuć (tatuś), munia (mamunia), goń, pić, baptia (babcia), dziadzia, dom, starczi (wystarczy), nie ma, jeśt (jest), Łaja (Mikołaj, Mikołaja), niania (niania, Hania), bawa (zabawa), ciapt, ciapt (kąpiel) i wiele innych, które w tej chwili nie pamiętam. Hanka jest rozkoszna, daje mam tyle radości, moja córcia napawa mnie dumą, gdy widzę jak dzielnie sobie radzi w życiu codziennym. Mała uwielbia tańczyć i wciąga w swoje zabawy wszystkich w koło. Mam szczęście, że moja mama przez wiele lat pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej, a obecnie uczy w przedszkolu. Dzięki temu zna wiele zabaw dla maluchów, piosenek i rymowanek, które serwuje swojej wnusi. Nasza mała Myszka rozkochała w sobie dziadków, a w szczególności mojego tatę. Widać, że trzymają ze sobą sztamę i bardzo się lubią :)
Ostatnio 2 tygodnie walczyliśmy z katarkiem, ale teraz mam nadzieję, że to już za nami. Teraz to ja jestem chora, byłam dziś u lekarza i skończyło się na antybiotyku (mam ropne zapalenie gardła). Wzięłam w pracy dzień wolnego, mam nadzieję, że się przez weekend wykuruję.
A i najważniejsza sprawa - wyniki biopsji są ok! :) Druga czeka mnie 19 lutego, a potem jeśli bedzie dobrze (a jestem przekonana, że będzie) rozpoczniemy starania o dzidziusia :)

Kreativ Blogger - zostałam nominowana przez Blankę (dziękuję bardzo ), ale wstyd się przyznać, nie bardzo wiem o co w tym chodzi... Może mi ktoś wytłumaczy, a ja chętnie włączę się do zabawy...
Pozdrawiam Was moje dobre duszyczki!