środa, 26 października 2011

Jesteś już z nami miesiąc Syneczku!

Czas płynie tak szybko...Mam wrażenie, że Michaś dopiero pojawił się na świecie, a dziś już kończy miesiąc. Maleńki waży 5400g i jest już z niego kawał chłopa. Wciąż jest karmiony tylko cycusiem, je krótko, ale często - w dzień i w nocy średnio co 1,5-2 godzinki. W dzień śpi coraz mniej, a chwile czuwania najchętniej spędza na rękach u któregoś z członków rodziny... Niestety  pomimo podawania kropli Sab simplex kolki nie odpuściły do końca - dziś Michaś przepłakał całe popołudnie. Już sama nie wiem, co jeść... Musimy to jakoś przetrwać.
20 listopada mamy chrzciny. Byliśmy już u księdza, zamówiliśmy catering. Musimy jeszcze zamówić tort, kupić ubranko do chrztu i różne potrzebne akcesoria. Przed chrzcinami 12 listopada czeka mnie jeszcze zorganizowanie "pępkowego" dla ludzi z pracy. Jest u nas taka tradycja, ze gdy któraś z pracownic rodzi dziecko, to zakład robi zrzutę na prezent i przyjeżdża delegacja z szefową na czele. Przygotuję jakąś kolacyjkę, postawię wódeczkę, niech wypiją zdrowie naszego Synka.
Zaliczyłam już całodniowe rozstanie z Michasiem. W sobotę byłam na zjeździe podyplomówki. Mały był karmiony moim odciągniętym mlekiem, a raz dostał butlę Bebiko. Gorzej było z moimi piersiami. W trakcie zajęć musiałam 3 razy odciągać pokarm. Teraz na zjazd jadę 5, 8, 19, 26 listopada, a obronę pracy mam 4 grudnia. Pracy jeszcze nie ruszyłam, ale z tym sobie poradzę.
Hanulka powoli oswaja się z nową sytuacją. Przestała sikać w majtki, znów sama się załatwia. W dalszym ciągu jednak strasznie broi, czym próbuje zwrócić na nas swoją uwagę. Mimo wszystko jest kochana, często rozbawia nas do łez. Moje szkraby kochane...
Na koniec kilka zdjęć...




sobota, 15 października 2011

 Na wstępie dziękuję wszystkim za gratulacje z okazji narodzin synka. Jak zawsze, jesteście kochane... Nie spodziewałam się, że tyle osób do nas zagląda!
Dzieciaki już dawno śpią, mąż u teściów, a ja mam chwilę dla siebie... Jakoś pomału układamy sobie to nasze życie we czworo. Hania wciąż super traktuje brata, ale jego pojawienie jednak wpłynęło na jej zachowanie. Córunia przede wszystkim znów zaczęła sikać w majtki i robić kupę. Zdarza jej się to kilka razy dziennie. Początkowo reagowałam złością, dopiero potem zrozumiałam, że krzykiem nic nie zdziałam. Muszę to przeczekać i starać się nie reagować. Chwalimy ją gdy tylko załatwi się na nocnik lub do kibelka. Ponadto zaczęła urządzać nam straszne histerie, które doprowadzały mnie do szału. Odpukać, od 2 dni nie miała ona miejsca. Staramy się poświęcać Małej jak najwięcej czasu, bawić się z nią. Na szczęście Michaś nie jest zbyt absorbującym noworodkiem, dzięki czemu możemy skupić się na Hanulce.
Mały w poniedziałek skończył 2 tygodnie. Waży obecnie 4600g. Jest cudowny... Większość czasu przesypia, budzi się na cycusia, czasem troszkę poleży i się porozgląda. Niestety od samego początku męczą go kolki. Od 3 dni stosujemy krople Sab simplex i od wczoraj nie miał żadnego ataku. W tym miejscu muszę podziękować Marcie z Tosinkowa za namiary na babkę, która sprzedaje te krople. Dziękuję kochana!
Zamówiłam też na allegro termofor dla dzieci, aby w razie czego móc ogrzać Małemu brzuszek.
Ja czuję się doskonale. Mam jeszcze trochę upławy, ale po za tym nie dokuczają mi żadne dolegliwości połogowe. Karmienie się unormowało, ból piersi już prawie całkiem ustał, zrezygnowałam też z karmienia przez kapturki (Hanię musiałam karmić przez kapturki do samego końca). Teraz skupimy się na chrzcinach, które planujemy na 20 listopada. Ojcem chrzestym zostanie brat męża, a matką chrzestną moja najlepsza przyjaciółka Karolina. Musimy pojechać do księdza, zamówić catering i ubrać siebie i Małego.

Na koniec 2 prośby:
Mamo Kini wygasło mi zaproszenie na Twojego bloga - możesz mi wysłać jeszcze raz?
Diano - mamo Blanki, czy prowadzisz jeszcze bloga? Mogłabym poprosić o zaproszenie na adres:
lexie_1983@buziaczek.pl?

Zmykam pod prysznic!

czwartek, 6 października 2011

A było to tak...

Michaś śpi, Hania z tatą na spacerze, obiad się gotuje, więc mam chwilkę aby w końcu Wam coś napisać. Obiecałam relację z "porodówki",... Jeśli któraś z Was spodziewa się scen rodem z filmów Hitchcocka to się rozczaruje :)
Wszystko zaczęło się 26 września o 8.00 rano. Jadłam sobie z mamą śniadanko i zastanawiałam się czy nie wybrać się na zakupy do miasta. Nic nie zapowiadało, że jeszcze tego samego dnia będę tulić w ramionach moje Szczęście. W drodze do miasta ok godziny 8.50 poczułam pierwszy skurcz, ale do końca sama nie byłam przekonana czy to synuś się rozpycha, czy to skurcze. W trakcie zakupów poczułam kilkanaście słabych skurczy, w różnych odstępach czasu... Byłam przekonana, że to skurcze przepowiadające, tym bardziej, że pamiętałam jakie bolesne były te z Hanią. Ok godziny 10.30 przyjechałam do domku, w tym czasie moja mama wybrała się na pogrzeb sąsiadki (nic jej nie powiedziałam o skurczach, bo to straszna panikara). Skurcze nasiliły się troszkę, ale były całkiem znośne. Profilaktycznie wzięłam 2 no-spy, aby sprawdzić czy ustaną. Ok 12.00 z pracy wrócił mój mąż. Nie uwierzył mi, gdy mu powiedziałam, że coś się dzieje.Myślał, że blefuję :) Wzięłam ciepły prysznic i czekałam, aż skurcze ustaną. Pod prysznicem miałam wrażenie, że są co minutę, ale po wyjściu jakby straciły na intensywności. Profilaktycznie zadzwoniłam do mojego gina, który stwierdził, ze najlepiej będzie jak przyjadę do niego na oddział zrobić ktg. Gdy moja mama ok godziny 13.00 wróciła z pogrzebu, ja już z torbą stałam przy drzwiach wyjściowych. Wychodząc z domu zapewniałam ją, że niedługo wrócę, bo to na pewno skurcze przepowiadające. W drodze do szpitala skurcze miałam co 5 min, wtedy też ustaliliśmy, że nasz synek będzie miał jednak na imię Michał :) Zgłosiłam się na położniczą izbę przyjęć, gdzie położne widząc, kto prowadził moją ciążę, bez badania mnie od razu kazały przebrać się w koszulę i pożegnać męża. Była to godzina 14.00. W międzyczasie przeprowadzono ze mną wywiad położniczy, pobrano krew do badania  i podłączono pod ktg. Gdy położna spojrzała na zapis ktg, stwierdziła, że te skurcze są takie "byle jakie". Po chwili nie czekając na lekarza zabrała mnie na badanie ginekologiczne, aby sprawdzić rozwarcie. Jakież było nasze zdziwieni, gdy okazało się, że mam 8 cm rozwarcia. Położna kazała pędem dzwonić po męża, bo stwierdziła, że zaraz urodzę. Ja patrzyłam na nią z niedowierzaniem, bo wierzyć mi się nie chciało, ze przy takich skurczach i takim natężeniu bólu mam zaraz dziecko urodzić :) Po chwili Łukasz był już ze mną. Położna przebiła mi pęcherz, kilka skurczy partych i nasz Michaś był na świecie. Mały urodził się o 15.20. Podczas porodu nie byłam nacinana, jedynie śluzówka mi lekko pękła, więc założono mi kilka szwów. Nie zdążyłam się nawet zmęczyć samym porodem, więc bardzo szybko doszłam do siebie. Niestety gorzej było z Michasiem. Mały opił się wód płodowych, był 2 doby odsysany, do tego wdał się stan zapalny, wykryto u niego szmery na serduszku, a w trzeciej dobie dostał dość silnej żółtaczki. Swoje z nim w szpitalu przeżyłam, ale nie chcę o tym pamiętać. Najważniejsze, że szmery już ustały, ale w sobotę mamy kontrolną wizytę u kardiologa dziecięcego. Mały jest cudowny, wygląda zupełnie inaczej niż jego siostra... Hania bardzo dobrze przyjęła braciszka w domu, ciągle chce przy nim pomagać. Niestety gorzej zniosła nasze rozstanie. Przez pierwsze dni nie chciała mnie z oka spuścić, nawet na dwór nie wyszła, nie chciała jeść. Pomału wszystko wraca do normy, tylko straszny uparciuch się z niej zrobił. Ja w tej chwili walczę z przeogromnym uczuciem zmęczenia i sennością oraz moimi piersiami, które próbuję jakoś postawić do pionu (Mały chyba źle chwyta brodawkę i z tego powodu przy karmieniu odczuwam straszny dyskomfort). Próbuję różne techniki karmienia i mam nadzieję, że powoli wszystko się unormuje.
Zmykam do mojego Szkraba, bo zaczyna się budzić. Pozdrawiam cieplutko moje Kochane!

Próbuję się ogarnąć...

...i na razie mi to nie wychodzi... Hania odreagowuje tygodniową rozłąkę z mamą, a Michasia już dopadły kolki. W dzień to złote dziecko, a wieczory i noce to istny koszmar. Dziś w nocy płakał od 23.00 do 4.00 rano, bez chwili przerwy. Chodzę na rzęsach, wyglądam jak zombie (ale za to szczęśliwe :))... Mam nadzieję, że szybko wypracujemy na nie jakiś sposób...
Dziękuję za gratulacje! Jesteście kochane! Potrzebuję jeszcze kilku dni, aby ogarnąć cały ten harmider... Pozdrawiam!

niedziela, 2 października 2011

Razem

Nasz Syn... Michał Łukasz (a to ci niespodzianka :) )
ur. 26 września 2011 roku o godzinie 15.20
4150g 58 cm Miłości

W związku z tym, iż dopiero dziś wróciliśmy ze szpitala relacja z porodu pojawi się, gdy tylko troszkę się ogarniemy.
Jesteśmy szczęśliwi...